przybornik
John Koschei Lee Tylor

John Koschei Lee Tylor

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down

John Koschei Lee Tylor Empty John Koschei Lee Tylor

Pisanie by Koschei Tylor Sro Gru 21, 2016 12:28 am

John Tylor


John Koschei Lee Tylor
(John Simm)


Personalia

Data urodzenia: 11.05.1935
Miejsce urodzenia: Boston, USA
Miejsce zamieszkania: Londyn
Zawód: Prywatny Detektyw
Stan cywilny: Kawaler
Status krwi: Krew Mugolska (szlama)
Szkoła Magii: ~
Dom w Szkole: ~
Różdżka: ~



Historia postaci

-Mówili… nie jesteś szalony, nie jesteś. Ale będzie dobrze… będzie dobrze, jeśli zacznę pisać pamiętnik. Spisywać w nim wszystko co czuję, wszystko co myślę, co widzę i co… pamiętam z dzieciństwa. Więc… powiedzmy, że się zastosowałem.
-Och to dobrze Koschei. Bardzo dobrze, chociaż nie wiem, czy przeprowadzka w twoim stanie, to dobry pomysł
-Na pewno lepszy niż siedzenie tutaj na dupie. Muszę się czymś zająć, inaczej zwariuję. A już wariuję, więc… może to nawet lepiej, że z policji mnie wyrzucili. No i jeszcze… rozmawiam z tobą, a ty od dawna nie żyjesz. Zdecydowanie muszę się przeprowadzić i zacząć życie od nowa. Żegnaj matko, wiesz gdzie mnie w razie czego znaleźć. Ucałuj ojca.

Kartki z pamiętnika

Ze swojego dzieciństwa nie pamiętam zbyt wiele, mieszkaliśmy w jednej z biedniejszych dzielnic Bostonu. Mama była chora, tak przynajmniej powtarzał ojciec. Cóż, widziałem, że coś z nią nie tak. Nie dowiedziałem się jednak co. Potrafiła siedzieć wiele godzin, patrzeć w okno, a jak słyszała muzykę to wstawała ze swojego krzesła, porywała mnie do tańca. To było nawet przyjemne. Ojca przez większość czasu nie było w domu, pracował w fabryce i… nie miał czasu w sumie na nic. Do domu wracał późno, najczęściej zmęczony, a mama  starała się jak mogła. We wszystkim jednak było trzeba jej pomagać, czasami w ogóle nie wstawała z łóżka, tylko leżała w nim, śliniąc się i brudząc.
Mimo to kochałem ich, byli na swój nieudolny sposób cudowni.
W domu działy się czasami dziwne rzeczy. Gdy byłem zły, potrafiły wybuchać szklanki, gdy smutny – zaczynała lecieć muzyka, a matka jeśli akurat nie leżała w łóżku porywała mnie do tańca. Gdy się śmiałem wszystko… jakby ożywało. Matka rzadko mówiła, ale gdy tylko dom… ożywał, ona tak jakby też. Klaskała w ręce i mówiła, że jestem jej małym czarodziejem. „Małym Kościejem”. Gdy pytałem ojca, kim jest ten cały „Kościej” odpowiadał, że to dobry czarodziej z kraju matki.
Mama była Rosjanką, ojciec był Amerykanem z domieszką indiańskiej krwi.

~*~
Szkołą była dla mnie ulica, to na niej uczyłem się takich rzeczy jak… kradzieży, czy chociażby grzebania w śmietnikach za jedzeniem, jeśli ojciec zapomniał zrobić zakupy. Na ulicy również drapałem kolana, biłem się z innymi dzieciakami. Po jakimś czasie stałem się osobą bardzo szanowaną na ulicy, prowadziłem paczkę niezłych zabijaków. Nikt nie mógł nam stanąć na drodze, nie z moimi… dziwactwami. A przynajmniej tak sądziłem. Pojawili się skurwiali dzielni panowie policjanci. Tej akcji chyba do końca życia nie zapomnę.
Miałem wtedy piętnaście lat, robiliśmy z chłopakami poważny skok na sklep spożywczy. Oczywiście po jego zamknięciu, sklep był opuszczony. Otwarcie zamka było dziecinnie proste, podobnie jak wejście do środka. Rabowaliśmy co się dało, mieliśmy stamtąd wyjść jak królowie, z łupem, nie do schwytania praktycznie. Ale… skończyło się nieco inaczej. Policja była na miejscu, nie wiem, kto ich wezwał, ale bardzo się w tamtej chwili zezłościłem. Zaczęły się moje „dziwactwa”, niestety… to było za mało. Policja nas zgarnęła i poszliśmy do pierdla. Każdego z nas przesłuchiwali.
Na domiar złego okazało się, że jeden z szanownych policjantów był znajomym mojego ojca. Rozpoznał mnie, bo swego czasu był dobrym przyjacielem rodziny, a potem… dostał awans, przeprowadził się w lepsze miejsce i na tym się skończyła przyjaźń. Niemniej, musiało mu się zrobić żal mojego staruszka, bo stwierdził, że mnie nie spisze, ani nie „będzie tego w aktach” podobnie, jak żadnego z innych moich wybryków, ale - no właśnie, to ale było najgorsze – zapisał mnie do szkółki policyjnej, gdzie miałem być pod jego stałym nadzorem, to gorsze niż iść do pierdla.
A przynajmniej na początku tak sądziłem, bo potem… jak się nad tym wszystkim zastanowiłem… na ulicy nic na mnie nie czekało, poza właśnie pierdlem. A tutaj… w szkółce policyjnej, a potem w akademii… miałem szansę. Może nawet miałem szansę stać się kimś takim, jak ten policjant, który dał mi szansę, może nawet kimś lepszym.
Skorzystałem, nie pożałowałem.

~*~
Mały Kościej został gliną. Mama nic z tego nie rozumiała, a ojciec był dumny – chociaż ktoś. Dziwne rzeczy nadal mi się zdarzały, ruszające się przedmioty, dziwne przypadki chodzące po osobach, których nie lubiłem lub mnie denerwowały. Jednak to nie było problemem, przyzwyczaiłem się. Problem zaczął się w momencie, gdy te małe dziwactwa zaczęły przeszkadzać innym. „Dziwadło”, „wariat”, „szarlatan”, „wiedźma”… niezbyt miłe epitety, które zaczęły się za mną ciągnąć. Nie chciałem tego, już wystarczyło, że od większości aspirantów na przyszłych policjantów byłem bardziej rozgarnięty, sprytniejszy… a czasem jeszcze moje dziwactwa mi pomagały. Zawiść to najgorsza rzecz, jakiej można doświadczyć. Próbowałem z nimi zrobić to samo, co z dzieciakami na ulicy, pokazać im, kto rządzi, kto jest silniejszy. Niewiele to dało, zaczęli skarżyć, a ja byłem karany. Nie chciałem wylecieć, więc musiałem się uspokoić. Nie podobało mi się to, ani trochę, ale cóż poradzić?
Starałem się ograniczyć dziwactwa, tak by działy się tylko w domu, ale to nie było zależne ode mnie. Szybko zauważyłem, że one tak jakby mnie bronią, tak jakby to co czuję… powodowało to, co się działo. Dziwne, ale poniekąd interesujące zjawisko. Pozwoliło mi to, przeciwdziałać, trzymać emocje na wodzy, nie ekscytować się czy smucić, nie wybuchać złością. Było trudne, kontrolowanie emocji, siebie… całkiem jakbym założył sam sobie obrożę.
Było dobrze, pomogło. Prześladowania nie ustąpiły, ale tez nie nasiliły się, kiedy dziwactwa przestały mieć miejsce. Łatka pozostała, ale ja też stałem się lepszy. Pies na uwięzi, nauczony pies, jest lepszy od nieposłusznych, nieusłuchanych czy chociażby nadmiernie podnieconych. Nie byłem taki, a przez to stałem się najlepszy.
Szkółka policyjna, a potem i akademia zdane śpiewająco.
Nie pozostało nic innego, jak cieszyć się na prace w komendzie.

~*~
Od krawężnika do detektywa śledczego… długa droga, ale udało się. Pokonałem ją, byłem dobry, bardzo dobry. Niestety niektórym się to nie podobało. Tak to w życiu już bywa, możesz być dobry, ale nie za dobry, nie oczekuj zbyt wiele, bo bardzo łatwo sprowadzą cie na margines, zdepczą, zrobią z ciebie wycieraczkę. Robili, ale nie dałem po sobie poznać, że to boli, że mi się nie podoba. Sięgnąłem po odpowiedniejsze środki, a ci którzy mi dokuczali, znęcali się ponieśli odpowiednią karę.
Ale i ja zapłaciłem najwyższą możliwą cenę za to, że byłem inny, a może za to, że byłem po prostu lepszy?

~*~
Krótko po moich 37 urodzinach wyszedłem z przyjacielem na piwo. Gadaliśmy o starych czasach, śmialiśmy się z głupich pomysłów, jeszcze głupszych szczeniaków, którymi byliśmy. Po tym wszystkim, nieco wstawiony wróciłem do domu. Powinna w nim czekać matka, ojciec. I byli… jednak nie w takiej formie, jakbym sobie tego życzył. Od dłuższego czasu razem z partnerem pracowaliśmy nad sprawą seryjnego mordercy. Widocznie… wiedział, kto go tropi i postanowił mi zostawić… upominek, ostrzeżenie, a może i przestrogę. Ciała moich rodziców… w kawałkach… wszędzie krew… jej zapach w powietrzu, tak gęstym, duszącym… i moje emocje, dudnienie które zacząłem słyszeć. Już kiedyś je słyszałem, jak byłem mały w radiu, program naukowy czy jakieś inne gówno… znów się rozległy, znów słyszałem… bębny wojenne. To była chwila, wszystkie okna eksplodowały, podobnie jak każdy inny szklany przedmiot w moim otoczeniu, zasłony zaczęły się palić od przewróconej lampy, iskrzącej się żarówki, a może to również była moja wina? Nie wiem, nie wiem. Nawet nie pamiętam jak wtedy stamtąd wyszedłem. Wiem, że było gorzej, każda żarówka w miejskich lampach, każda szyba w samochodzie, każda szyba w oknie… jak długo szedłem, ludzie odpychani ode mnie przez niewidzialną siłę, a ja… sam nie wiem jaki… wściekłość, smutek, strach i bezradność, ale przede wszystkim ta wściekłość.
Moje wejście na posterunek – z tego co mi koledzy opowiadali – było najbardziej epickim wydarzeniem od czasu… od zawsze. Latające papiery, przewracające się szafki. Sądzili, że coś mnie opętało. Może mieli rację, bo od tamtego dnia było tylko gorzej i gorzej. Dziwactwa znów zaczęły się dziać, a ja nie byłem w stanie pracować, nie byłem w stanie się skupić, nie chciałem.

~*~
Rozmowa z psychologiem, później z psychiatrą, zamkniecie w wariatkowie… próby leczenia, próby wyjaśnienia jak, co, dlaczego… nie dało się. Po prostu stało się coś niezwykłego, nic nie mogli zrobić, ani ja nic nie mogłem zrobić. Zamykałem się w sobie, nie chciałem rozmawiać, nie chciałem w ogóle mieć kontaktu z ludźmi, wstydziłem się tego, co się stało, a jednocześnie byłem wściekły. Wszystko to mieszało się, tworzyło wybuchową mieszankę, nad którą nie miałem momentami kontroli. Dla bezpieczeństwa innych… zamykałem się w sobie jeszcze bardziej, tak było lepiej. Zrobiłem się znów nieśmiały, jak małe dziecko, spokojny niemal jak anioł. Tylko czasem… coś się samo przewracało, szklanka wybuchała zanim ją dotknąłem lub… no.
~*~
Do policji nie miałem po co wracać, nie przyjęliby przecież wariata. Zwłaszcza takiego, który sam wyszedł z wariatkowa. Zabójcy nie chciałem szukać, bo nie ufałem sobie, co bym zrobił gdybym go zobaczył? Nie wiem, na pewno nie byłby to jednak miły widok. Musiałem uciekać. I w sumie… to zrobiłem.
Wyjechałem na stary kontynent, do Anglii. Miejsce dobre, jak każde inne. W Londynie, na stacji… tam widziałem coś dziwnego, coś tak dziwnego, jak moje dziwactwa. Dzieci i dorośli przechodzący przez ścianę. Nawet na standardy Londynu było to mocno dziwne. Poszedłem za nimi, kolejny dworzec, stacja jakiej nigdy nie widziałem, tłum dzieciaków. To dziwne. Gdzie jechali? Do szkoły… magii, jak to powiedziała mi jedna z zaskoczonych mamusiek.
Szkoła magii, czarodzieje, czy to możliwe by istnieli? Czy to możliwe, że to co całe życie wychodziło mi przypadkiem, było magią? Czemu więc nigdy nie chodziłem do szkoły magii? Czemu nie uczyłem się tego kontrolować? Czy gdyby tak było moje życie wyglądałoby inaczej? Nie wiem, ale znajdę kogoś, kto będzie mi na te pytania odpowiedzieć i dowiem się wszystkiego. I może on będzie wiedział… ten ktoś, jak uciszyć te bębny.



Charakter

Normalny, zdecydowanie normalny. Tak właśnie opisałbym swoją osobę. Więcej? Uch… na pewno się nie spóźniam, jestem osobą punktualną i w sumie… dobrze, kiedy moim znajomi również tacy są. Bardzo nie lubię spóźniania się. Porządek, lubię porządek, musi być czysto, wszystko równo poukładane… co? Nie, nie jestem perfekcjonistą. Nie układam wszystkiego od linijki, jeśli o to pani chodzi. Po prostu… lepiej się myśli, gdy dookoła nie ma bałaganu, gdy nic nie rozprasza. Mówili też, że jestem osobą, która umie się postawić na miejscu innej osoby, że jestem empatyczny. Ale to… to raczej nie prawda, gdybym taki był, to chyba nikogo w swoim życiu bym nie pobił. Na pewno też brak mi współczucia i może mam lekko sadystyczne zapędy… a przynajmniej tak mi się wydaje. Nie wiem ile w tym prawdy.
Z innym ludźmi jak sobie radzę? To dobre pytanie. Staram się ich trzymać na dystans. Nie lubię ludzi, a oni zwykle nie lubią mnie, czuje się… niekomfortowo gdy jest ich zbyt wielu, gdy na mnie patrzą czy zwracają nadmierną uwagę na moją osobę. Wole stać z boku i obserwować, analizować, słuchać. Wolę to niż rozmowę o niczym, więc… wolałbym, żeby to pani mówiła. Nie może pani? Szkoda. Ja już dużo o sobie powiedziałem, a pani mi nic o sobie, to trochę niesprawiedliwe, nie uważa pani?
Manipulatorem? Nie, nie jestem manipulatorem, nie umiem skłonić ludzi do tego, by robili to co im każę lub co bym chciał, żeby robili. Jestem na to… za mało charyzmatyczny, mam to po ojcu, wie pani? Gdyby staruszek był charyzmatyczny, to może nie musiałbym kraść i może nie trafiłbym do policji. Chociaż… to akurat nie było takie złe.
Kobiety? Uch… to trudniejszy temat. Jedyną kobietą przez długi okres mojego życia… w moim życiu była moja mama. Wie pani, nie śpieszyłem się z… niczym. Chciałem najpierw ułożyć sobie życie, by moje dziecko… syn lub córka nie miało tak przekichane, jak ja miałem. Nie chciałem również, by moja… małżonka nie mogła sobie pozwolić na pewne rzeczy. Mojej mamie w sumie niewiele trzeba było do szczęścia, ale wiem, że nie wszystkie kobiety takie są.
Skąd? Zadaje pani nieco naiwne pytania. Każdy człowiek był młody i musiał się… wyszaleć. Nawet ja. Kiedyś byłem inny, zdecydowanie inny. Czy… możemy to już zakończyć? Boli mnie głowa, bardzo… i jestem troszkę zmęczony.



Ciekawostki

  • Nie ma zielonego pojęcia o tym, że jest czarodziejem. Przez długi okres swojego życia, nawet nie wierzył, że coś takiego jak magia może istnieć.

  • Jego rodzice byli mugolami, jego znajomi byli mugolami, wszyscy w jego otoczeniu byli mugolami. Nikt nie mógł mu powiedzieć, ani jego rodzicom o istnieniu magicznej szkoły, w której mógłby się uczuć panować nad swoimi zdolnościami.

  • Po dziś dzień, posługuje się prostą, nieukierunkowaną w żaden konkretny sposób magią, typową dla młodych czarodziei czy nawet dzieci. Nie panuje nad tym, najczęściej coś „robi się samo”. Nie jest w stanie zrobić tą magią wielkiej krzywdy, czy obronić się.

  • Od czasu, jak zobaczył martwe ciała swoich rodziców… słyszy bębny. Ustawicznie, rytmiczne, które znacząco się nasilają gdy jest zdenerwowany, wściekły… całkiem jakby zagrzewały do walki.

  • Ma bardzo dobre wyczucie rytmu – ciekawe dlaczego, nie?

  • Po przeprowadzce do Londynu zaczął pracę, jako prywatny detektyw. Od dawna jednak nie miał żadnej sprawy, bo jest zajęty tropieniem czarodziei, których istnienie podejrzewa.

  • Boi się sam siebie, nie ufa sobie, co czasami… naprawdę mu przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu.

  • Zdarza mu się mówić do siebie, krzyczeć na siebie, ewentualnie na szafę czy chociażby… na coś innego. Czasem na bogu ducha winnych ludzi, którzy się akurat napatoczą.

  • Jest inteligentny i spostrzegawczy, a także posiada nietypową zdolność, która pozwala mu na zrozumienie sposobu działania czegoś, przez samo rozebranie na części tego czegoś. Mógłby rozłożyć silnik na części, zrozumiałby jak ten działa i złożyłby go z powrotem.

  • Ma niesamowity dryg do technologii i mechaniki. Gdyby zamiast na policjanta trafił na mechanika i ten by go uratował od życia na ulicy byłby zapewne najlepszym mechanikiem w Bostonie.

  • Potrafi się zachowywać… naprawdę dziwnie. Ale tak, naprawdę, naprawdę dziwnie. Rzadko mu się to na szczęście zdarza, ale bywa.

  • Często po prostu patrzy na kogoś, nie mrugając, nie ruszając się. Po prostu patrzy.

  • Lubi skórzane kurtki, płaszcze i ogólnie nieco za duże, z tendencjami do workowatych ubrania.

  • Ma bardzo przyjemny głos oraz bez trudu udaje brytyjski akcent.

  • Od dłuższego czasu ma długie do ramion włosy, chociaż… czasami ma krótkie. Szybko odrastają, co go niezmiernie denerwuje.

  • Umie trochę po rosyjsku.



Genetyka

Niet.


Umiejętności

Bogin: On sam
Patronus: niet
Teleportacja: niet
Zaklęcia niewerbalne: niet
Najlepszy w zaklęciach: ciężko stwierdzić
Najgorszy w zaklęciach: jeszcze ciężej
Eliksiry: w życiu nic nie uwarzył
Najlepszy przedmiot szkolny: najpierw trzeba chodzić do szkoły
Najgorszy przedmiot szkolny: najpierw trzeba chodzić do szkoły
Inne: Będzie bardzo pojętnym uczniem, jeśli znajdzie się odważny nauczyciel.




Ostatnio zmieniony przez Koschei Tylor dnia Sro Gru 21, 2016 12:34 am, w całości zmieniany 2 razy
Koschei Tylor
Koschei Tylor

Status Krwi : Mugolak
Wiek : 46
Stan cywilny : Kawaler
Zawód : Prywatny detektyw
Punkty : 135

https://deathly-hallows.forumpolish.com/t514-john-koschei-lee-tylor?nid=1#1816 https://deathly-hallows.forumpolish.com/t516-koschei-tylor#1823 https://deathly-hallows.forumpolish.com/t517-koschei-tylor#1824 https://deathly-hallows.forumpolish.com/t518-maly-kosciej#1825

Powrót do góry Go down

John Koschei Lee Tylor Empty Re: John Koschei Lee Tylor

Pisanie by Dalien Ellis Sro Gru 21, 2016 2:04 am

KARTA POSTACI ZAAKCEPTOWANA!

Witamy na forum! Mamy nadzieję, że będziesz się z nami świetnie bawić! Twoja karta została zaakceptowana i już nic nie stoi na przeszkodzie przed wkroczeniem w fabułę. Zachęcamy jednak, by przed jej rozpoczęciem założyć temat z informatorem, sową i zapoznać się z zasadami systemu punktowego, który uczyni rozgrywkę ciekawszą i bardziej realistyczną.

Bardzo ciekawa postać. Co prawda do Hogwartu dzieci magiczne były zapisywane od urodzenia, ale po dyskusji doszliśmy do wniosku, że w Ameryce nie musiało być tak samo, dlatego Koschei nie wiedział, że jest czarodziejem, co jest niebezpieczne zarówno dla niego, jak i dla czarodziejskiej społeczności.
Obyś znalazł nauczyciela. :)

P.S. Kocham Cię za Simma, bądź moim mężem. ;P
Dalien Ellis
Dalien Ellis

Status Krwi : czysta
Wiek : 37
Stan cywilny : rozwodnik
Zawód : auror
Umiejętności : patronus, oklumencja, teleportacja łączna
Ekwipunek : rożdżka
Punkty : 118

https://deathly-hallows.forumpolish.com/t136-dalien-morgan-ellis https://deathly-hallows.forumpolish.com/t151-dalien-morgan-ellis#182 https://deathly-hallows.forumpolish.com/t150-sowia-poczta#181 https://deathly-hallows.forumpolish.com/t152-dalienowe#183

Powrót do góry Go down

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach