przybornik
Anthony Howstadter

Anthony Howstadter

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down

Anthony Howstadter Empty Anthony Howstadter

Pisanie by Anthony Howstadter Pią Sty 06, 2017 5:11 pm

Anthony Howstadter


Anthony Mark Howstadter
Robert Downey Jr.


Personalia

Data urodzenia: 2 lutego 1934
Miejsce urodzenia: Londyn
Miejsce zamieszkania: Londyn
Zawód: Specjalista od magicznych stworzeń
Stan cywilny: Żonaty
Status krwi: Mieszana (półkrwi czarodziej)
Szkoła Magii: Ilvermorny
Dom w Szkole: Gromoptak
Różdżka: Kasztan, Włos testrala, dość sztywna, 13 cali, na całej swojej długości ma charakterystyczne żłobienia, które innym przypominają piorun na niebie, a Tony'emu po prostu ślady pazurów hipogryfa.


Historia postaci

Czy pozwolisz, abyśmy na potrzeby tej historii cofnęli się jakieś pięćdziesiąt lat w tył? Tak? Dobrze, to znacznie uprości całą sprawę.
Pięćdziesiąt lat temu nie było mnie jeszcze na tym świecie. Nikt nawet nie planował mojego pojawienia się. Więc dlaczego cofamy się do tego momentu? Bo jest to bardzo ciekawy wątek mojej opowieści. Otóż, w tych czasach, mój ojciec był w kwiecie wieku. Nosił się z zamiarem pójścia na jakąś prestiżową uczelnię jak Harvard czy Stanford na co mógł pozwolić sobie z racji zamożności jego rodziny. I wszystko zapewne by się, tak skończyło, gdyby wtedy nie wybrał się w podróż po Europie. Jak sam o tym później opowiadał "pragnął odwiedzić ziemię swoich przodków". To właśnie podczas tej podróży, a konkretniej mówiąc podczas jego pobytu w Anglii spotkał moją matkę, Elenę. Jej uroda była tak zniewalająca, że ojciec szybko niemalże postradał dla niej zmysły. Jak sam mówił, jej blond włosy przypominały taflę płynnego złota, usta skrojone były tak, jakby sam Michał Anioł rękę do tego przykładał. Jej oczy były bardziej błękitne niż bezchmurne niebo, a całokształt... Nie jeden mężczyzna stracił dla niej głowę. Co najdziwniejsze w tej historii, tak zniewalająca piękność jak Elena, zwróciła uwagę na kogoś tak przeciętnego jak mój ojciec.
Romans szybko rozkwitł między tym dwojgiem i nabrał tempa. Henry zapomniał o chęci studiowania i poszerzania swoich horyzontów na rzecz spędzania czasu z Eleną. Urwał kontakt z rodziną i w sumie nikt nie wiedział co się z nim dzieje. A on po prostu był szczęśliwy. Ale jak wiadomo, szczęście nigdy nie trwa zbyt długo.
Po mniej więcej kilku miesiącach Elena zaczęła zauważać niepokojące objawy, którym karmiło ją jej własne ciało. Zapewne wielu z was czytając to domyśliło się tak samo szybko jak i ona o co chodzi. Kobieta była w ciąży. Na świat miałem przyjść ja. Mój ojciec szalał wręcz z zachwytu, a matka? Cóż, to była osobna kwestia. Kobieta, ze względu na swoją urodę, pragnęła jak najdłużej pozostać taką jaka jest, robić karierę w modelingu i żyć dalej swoim wspaniałym życiem. A pieluchy i berbeć u boku zdecydowanie to wykluczały. Miłość szybko się wypaliła, zaczęły się kłótnie i spory o to, czy utrzymać dziecko przy życiu, czy raczej nie. Ostatecznie, moi rodzice doszli do porozumienia: ojciec wraca z noworodkiem do Ameryki i zapomina o tym, że w ogóle poznał Elenę, a Elena wraca do swojego życia. I tak oto 2 lutego 1934 roku na świat przyszedłem ja. Jak sami widzicie, urody po matce nie odziedziczyłem. A trzy miesiące później byłem razem z ojcem na jego rodzimej ziemi.
Z tego co mi wiadomo, rodzice mojego ojca nie byli najszczęśliwsi z powrotu syna marnotrawnego. Jednak postanowili go przyjąć pod swój dach, nie zadając zbędnych pytań i nie roztrząsając tego co było. Podobnież duży wpływ na ich decyzję miałem ja sam, jednak z tego okresu nie pamiętam wiele ponad to, że srałem często w pieluchy.
Lata mijały. Ojciec zapomniał o mojej matce, podjął przerwane studia i zaczął znów żyć. Jednak nigdy już z nikim się nie związał. Mnie przede wszystkim wychowywali dziadkowie, którzy szybko zakochali się w moim uroku bez pamięci. Było to dla mnie korzystne. Stałem się małym rozkapryszonym dzieciakiem, który jeśli coś zbroił uśmiechał się uroczo ukazując cały arsenał swoich ząbków. I jakoś to zawsze było.
W wieku szkolnym zacząłem zaważać, że niekiedy nie miałem możliwości kontrolowania swojego zachowania bądź niektóre rzeczy działy się mimo, że tego nie chciałem. Nie mówiłem o tym ani dziadkom, ani ojcowi z racji tego, że sam się bałem. W końcu to mogło oznaczać najgorsze, że jestem chory psychicznie, bądź coś w ten deseń, a w tamtych czasach nie znano jeszcze takiego określenia jak choroba psychiczna. Starałem się to wszystko w sobie stłamsić tak, aby nikt nie widział, że coś jest nie w porządku. Ale nie raz i nie dwa budziłem się w nocy z uczuciem duszności na wspomnienie o koszmarach w których to latałem, używałem "magii". Krzyk w tym czasie był nieodzownym towarzyszem nocy.
Długo trwało, aż nauczyłem się kontrolować swoje dziwne zdolności do tego stopnia, że dziwne, niewyjaśnione sytuacje zaczęły się zdarzać coraz rzadziej. Miałem coraz mniej koszmarów a nawet zacząłem zdobywać przyjaciół w szkole. Jednak w pewnym momencie znów wszystko szlak trafił.
Pamiętam ten dzień, jakby to było dziś, mimo że od tego zdarzenia minęło ponad trzydzieści lat. Kilka dni wcześniej miałem swoje jedenaste urodziny. Niczym szczególnym się nie wyróżniały. Kilku znajomych ze szkoły, tort, kilka prezentów. Ot kolejne święto moich narodzin. Jednak nie to było ważne, ale to co nastąpiło potem.
To była niedziela, tego dnia po raz pierwszy od bardzo długiego czasu, miałem spędzić dzień z ojcem. Najpierw wieczorne wyjście do teatru, następnie kolacja. Ale wszystko zmieniła wizyta nieznajomego nikomu mężczyzny. Pojawił się po południu, jak gdyby nigdy nic, znikąd stanął przed naszymi drzwiami i zapukał. Gdy w końcu wszedł do środka, widzieliśmy od razu, że jest kimś innym. Ja zacząłem podejrzewać najgorsze. Dziadkowie i ojciec jakoś dowiedzieli się o mojej chorobie i sprowadzili tego oto jegomościa, aby zabrał mnie do wariatkowa. A wieczór z ojcem miał być tylko przykrywką. Zacząłem krzyczeć w niebogłosy, nie mogli mnie powstrzymać. Nikt, prócz tego Pana nie wiedział co się ze mną dzieje. Niektóre rzeczy, takie jak stolik do kawy czy obrazek w złotej ramce zaczęły fruwać wokół mnie, bo nie potrafiłem się już dłużej kontrolować. Babcia z dziadkiem myśleli wtedy, że opętał mnie demon. A ten mężczyzna? Stał w miejscu i się uśmiechał. Wyjął z kieszeni swojej szaty różdżkę i machnął nią krótko, po czym wszystko wróciło na swoje miejsce. A ja? Uspokoiłem się. W momencie. Nie miałem pojęcia jak to było możliwe, skoro nie udawało mi się to nigdy przez kilka lat, ale ten mężczyzna zadział jak balsam na moją duszę.
Jeszcze tego samego dnia, ów mężczyzna odpowiedział mi na wszystkie pytania, które dręczyły mnie od bardzo długiego czasu. Dowiedziałem się wówczas, że jestem czarodziejem. Opowiedział mnie i mojej rodzinie o szkole, o zasadach w niej panujących, o tym jak należy się zachowywać w świecie czarodziejów i o wszystkim, co tylko chciałem wiedzieć. A było tego dużo, po tylu latach nie sposób sobie wszystko przypomnieć. I tak, w wieku jedenastu lat, pierwszego września udałem się do szkoły Magii i Czarodziejstwa Ilvermorny. Oczywiście wcześniej dokonując odpowiednich zakupów.
Początki zawsze bywają trudne a i tak samo było u mnie. W końcu nic nie wiedziałem na temat tego, czego będę się nauczał, jak to wszystko będzie wyglądać, posiadałem tylko strzępy ogólnikowych informacji na temat szkoły i wszystkiego co z nią związane. Może i na początku pod tym względem trochę odstawałem od reszty uczniów, ale udało mi się w miarę sprawnie nadrobić zaległości. Za to świetnie radziłem sobie z nowymi przedmiotami. Pewnie to przez fascynację, bo czymże była nauka matematyki i czytanie lektur w porównaniu do kontaktu z magicznymi zwierzętami, których zresztą nie brakowało w terenach okalających szkołę.
Najgorszym momentem był dla mnie powrót na wakacje do rodzinnego domu w Nowym Yorku. I świadomość, że tam nie będę mógł używać magii. Moja różdżka na ten czas pozostała w szkole, poza tym młodym czarodziejom prawo tego zabraniało. Równie paskudnym do tego uczuciem było to, że mój własny ojciec zaczął się mnie bać. Unikał ze mną kontaktu, ograniczał go do minimum, a i z dziadkami nie było dużo lepiej. Dlatego z utęsknieniem czekałam pierwszego września i możliwości powrotu do świata, który mnie rozumiał.
Kolejne lata szkoły były coraz lepsze dla mnie. Stawałem się coraz mądrzejszym, bardziej odpowiedzialnym i nie tylko. W momencie gdy osiągnąłem czternaście lat, zacząłem fascynować się wszelakimi magicznymi stworzeniami. Były to dla mnie intrygujące okazy, które zdecydowanie różniły się od zwykłych mugolskich zwierząt. Miały w sobie to coś, co nie pozwalało mi skupić się na niczym innym prócz nich. Zacząłem spędzać znacznie więcej czasu w bibliotece ucząc się jak najwięcej na ich temat. Po szkolnych błoniach dużo tych zwierząt się pojawiało, bo na szczęście minęły już czasy gdy magiczne zwierzęta były w Ameryce zakazane. Nic innego nie miało już dla mnie znaczenia, prócz studiowania nich życia i pogłębiania każdej wiedzy, która mogła im pomóc w jakikolwiek sposób.
Kilka lat później zakończyłem szkołę i byłem już pełnoprawnym, dorosłym czarodziejem. Było to dla mnie niezwykłe. Świat stanowił tak wiele różnorakich możliwości rozwoju w kwestiach mnie interesujących, ale ja doskonale wiedziałem czym chcę się zajmować. Zwierzętami. Pierwszym moim pomysłem było zatrudnienie się w jakimś lokalnym sklepie, gdzie mógłbym dowiedzieć się o nich jeszcze więcej. Ale potem pojawił się kolejny, lepszy. Podróżować po świecie. No bo przecież najwięcej dowiem się o nich obserwując je w ich naturalnym środowisku. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Nie minął tydzień od zakończenia roku szkolnego, a ja już siedziałem na statku płynącym do europy, aby tam rozpocząć swoją podróż. Zwiedziłem wiele krajów na różnych kontynentach, dowiadując się nowych, bardzo intrygujących faktów.
W międzyczasie, podczas pobytu w afryce, spotkałem coś, co przyprawiło mnie o dreszcze na ciele. Dopiero potem dowiedziałem się, że był to dementor. Najbardziej dołujące stworzenie, które miało pojawić się na tej ziemi. Szczęściem było to, że spotkałem mężczyznę, który nauczył mnie jak z tymi stworzeniami walczyć. Nie było to łatwe, ale podołałem stawianemu przede mną zadaniu. Zajęło to dłuższy czas, ale przy kolejnym spotkaniu z dementorem, dałem sobie radę.
Los chciał, że w wieku 20 lat postanowiłem zawitać do Wielkiej Brytanii a konkretniej do Londynu. I tam też spotkałem kobietę, która zmieniła całe moje życie. A konkretniej moją przyszłą żonę, Mary. Była piękną i bardzo inteligentną kobietą, a strzała kupidyna trafiła nas bardzo szybko od pierwszego spotkania. Wiedziałem, że chcę z nią spędzić resztę życia. Pobraliśmy się szybko a kilka miesięcy później na świat przyszła nasza pierwsza córka, Victoria. I co śmieszniejsze, Vicki na plecach miała niewielkie znamię które kształtem przypominało łapę psa. To coś musiało znaczyć i znak ten rozczytałem bardzo szybko.
Postanowiliśmy z Mary pozostać w Londynie. W końcu było dziecko, nie mogłem już dłużej podróżować i poznawać kolejne zwierzęta. Ale co do tego czasu się dowiedziałem, to moje. A dalszych badań nie zaniechałem. Otworzyłem na pokątnej mały sklepik w którym to zajmowałem się sprzedażą różnych zwierząt oraz ich leczeniem. Postanowiłem wykorzystać moją wiedzę w praktyce, co dobrze poszło.
Trzy lata później, na świat przyszła kolejna dwójka moich dzieci: bliźnięta Ana i Maximilian. Po raz któryś cały mój świat wywrócił się do góry nogami. Ale nie żałowałem tego w ogóle. Narodziny moich dzieci były jednym z najpiękniejszych dni mojego życia.
Mój sklepik zaczął się rozwijać. Znacznie mówiąc nieskromnie. Oficjalnie wszyscy Ci, którzy chcieli zakupić sowy, ropuchy, szczury czy koty przychodzili do mnie po te właśnie zwierzęta. Po porady dotyczące leczenia innych, po specjalne mikstury i recepty na zaklęcia, które miały pomóc ich pociechom. To w sumie zupełnie by mi wystarczyło. Ale była jeszcze ta nieoficjalna strona mojego interesu. Wiele ciekawych postaci przybywało do mnie z różnych zakątków kraju, aby dowiadywać się więcej na temat niekoniecznie legalnych zwierząt. Wiele razy zdarzało mi się przeszmuglowywać takie zwierzęta jak Aetonan, testrale, nawiązywałem różnego typu stosunki z Curupiratami i nie tylko. Ale o tym tylko niewielu czarodziejów wiedziało. Nigdy nie robiłem tego publicznie i nigdy też nie pozwoliłem ujawnić swojego. Nigdy też nie pozwalałem na to, aby ewentualne ujawnienie przemytu magicznych zwierząt miało jakiekolwiek powiązanie ze mną. W końcu to by mnie zrujnowało.
Pamiętam jednak, jakby to było dziś, dzień w którym przyszli do mnie aurorzy oskarżając o działalność śmierciożerczą. Miałem wtedy 35 lat. Nie mam pojęcia skąd się wzięły te plotki i dlaczego ktoś tak bardzo chciał mnie zniszczyć. Po długim dochodzeniu w końcu oczyszczono mnie ze wszystkich zarzutów, a co śmieszniejsze, cała sprawa przyniosła mi jeszcze więcej znajomości i większą sławę, jeśli tak to można nazwać. Ludzie zaczęli mnie uważać za swoistego eksperta od wszelakich zwierząt magicznych. Co prawda nie mogłem dorównywać Skamanderowi, ale śmiem twierdzić, że byłem niewiele od niego gorszy. Wielokrotnie brałem udział w procesach Wizengamotu jako doradca do spraw zwierząt, gdy te były na przykład oskarżone. Wydałem wiele artykułów. I nadal działałem z ukrycia.
Teraz mam 47 lat. Sądzę, że to odpowiedni czas na jakąś zmianę w moim życiu. W końcu, ile czasu można handlować zwierzętami? Są o wiele ciekawsze sposoby aby je wykorzystać i mam zamiar to uczynić. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.



Charakter

Czy gdyby Twoja rodzina była zagrożona, przeszłabyś/przeszedłbyś na stronę wroga by ją ratować?
Prawda jest taka, że dla mojej rodziny zrobiłbym wszystko, bez względu na cenę tego, czego musiałbym się podjąć. Zarówno żona jak i moje wspaniałe córki i syn są dla mnie najważniejsi na świecie i nic nie jest zmusić mnie do tego, abym przestał ich chronić. A więc wszyscy Ci, którzy zagrażacie mojej rodzinie: lepiej dobrze przemyślcie, czy to aby na pewno dobry pomysł...

Jaki jest Twój stosunek do mugoli?
Mugol to człowiek jak każdy inny. W końcu sam przez prawie jedenaście lat mojego życia byłem przekonany o tym, że jestem jednym z nich. Nie wiedziałam o magii i nie do pomyślenia było dla mnie to, że w ogóle taki świat istnieje. Dlatego często utożsamiam się z mugolami bardziej niż z przedstawicielami świata czarodziejów.

Co sądzisz na temat związków czarodziei z mugolami?
Związek jak każdy inny. Dwoje ludzi się kochających i tworzących razem dom i rodzinę. Nic w tym dziwnego i nienormalnego. Gdyby to był związek między dwiema zupełnie różnymi rasami, jak na przykład goblin i skrzat to wtedy pewnie bym nad tym bardziej się zastanowił, ale tak to? Przecież to zupełnie bezsensowne, żeby karać kogoś za to, że sam jest inny niż jego druga połowa.

Jakie relacje łączyły Cię z Twoimi rówieśnikami w czasach szkolnych?
Nie ma co się okłamywać: bywało różnie. Jedni mnie nienawidzili, jedni kochali. Niektórzy się ze mną przyjaźnili, a inni w ogóle nie wiedzieli o moim istnieniu. Relacje jak w każdej innej szkole. Jedni szykanowali mnie ze względu na mugolskie ich zdaniem pochodzenie, drudzy podziwiali, że nie mam problemu z tym, skąd się wywodzę. Tylko kilku znajomych z czasów szkolnych było na tyle wspaniałymi ludźmi, że kontakt utrzymuję z nimi po dziś dzień. Co prawda listownie, jednak zawsze to jest lepsze niż nic.

Jaka jest Twoja postawa wobec aktualnej sytuacji w świecie czarodziejów? Czy należysz do osób, które niechętnie wychylają głowę poza mury własnego domu i przyglądają się akcji z bezpiecznej odległości, czy nie masz żadnych oporów przed byciem w centrum wydarzeń?
Już jako dziecko słyszałem, że mam dziwną tendencję do mówienia głośno, jeśli coś nie przypadło mi do gustu. Pozostało mi to do tej pory. Głośno wyrażam swoje opinię, mówię co mi się podoba, a co nie, próbuję pomóc bądź zrównać z ziemią tych, którzy nie są zgodni z moimi poglądami. Ot, taki los i taki mam charakter, tego po prostu nie zmienię. Ale wszystko w granicach rozsądku. Nigdy nie pozwoliłbym na to, aby moim dzieciom bądź żonie przez moje zachowanie stała się krzywda.



Ciekawostki


  • Raz w życiu miał okazję spotkać Newtona Scamandera. Do tej pory uważa ten dzień za najszczęśliwszy w swoim życiu.

  • Groził mu długoterminowy pobyt w Azkabanie, ale ostatecznie został oczyszczony ze wszystkich zarzutów.

  • Wierzy, że niebieski kolor przynosi mu szczęście. Zawsze ma przy sobie coś w tym kolorze i nigdy bez tego nie wyjdzie z domu.

  • Można powiedzieć o nim jako o buntowniku, który nie popiera metod Ministerstwa, ale nie zamierza przyłączyć się do Voldemorta ani Grindelwalda.

  • W Londynie poznał swoją obecną żonę i tam też ją poślubił

  • Nikt o tym nie wie, a Tony ma nadzieję, że nikt się nie dowie, ale jego żona poroniła, na wskutek ataku na nią jednym z cięższych zaklęć. Wtedy postanowił mniej obnosić się ze swoim zawodem i poglądami tak, aby nigdy więcej jemu rodzinie włos z głowy nie spadł.

  • Jest leworęczny, ale bardzo dobrze obsługuje się również prawą ręką. Teraz już tylko czarować nie potrafi prawą dłonią, wszystko inne nie stanowi dla niego problemu.

  • W swoim domu na przedmieściach Londynu, hoduje liczne gatunki roślin, które mogą mu być potrzebne do warzenia eliksirów lub pomóc w przywróceniu do zdrowia odpowiednich zwierząt.

  • Swoją drogą, ma też wiele różnorakich zwierząt, które skrzętnie ukrywa. Przyjadą się one w wielu przypadkach, a pod okiem Tony'ego mają życie niemal jak w raju.


  • Genetyka

    Smutny brak dodatkowych specjalnych zdolności. Chyba, że za takową można uważać zdolność niemal doskonałego porozumiewania się ze zwierzętami wszelakiego typu? Jeśli tak, to to z całą pewnością wyróżniało go pośród tłumu.


    Umiejętności

    Bogin: Dementor
    Patronus: hipogryf (zaklęcia nauczył go pewien czarodziej podczas pobytu Anthony'ego a afryce, co potem wielokrotnie przydawało mu się w życiu)
    Teleportacja: Tak
    Zaklęcia niewerbalne: Tak, nie ma z nimi problemów
    Najlepszy w zaklęciach: Obronnych i leczniczych (przede wszystkim stosowanych na zwierzętach)
    Najgorszy w zaklęciach: Czarnomagicznych
    Eliksiry: Potrafi sobie z nimi dosyć dobrze poradzić. Nie ma problemu z uwarzeniem prostych leczniczych eliksirów, co często stosuje, aby pomagać swoim zwierzętom. Z tymi trudniejszymi pojawia się kilka problemów, jednak zawsze prędzej czy później daje sobie z nimi radę.
    Najlepszy przedmiot szkolny: Opieka nad magicznymi stworzeniami, Eliksiry
    Najgorszy przedmiot szkolny: Wróżbiarstwo, numerologia, Obrona przed czarną magią
    Inne: Posiada wiele zwierząt magicznych i ma ogromną wiedzę na ich temat. Stara się jak najmniej im szkodzić, ale niejednokrotnie zdarzało mu się wykorzystać ich naturalne zdolności do celów własnych bądź klientów.


    Anthony Howstadter
    Anthony Howstadter

    Status Krwi : Mieszana
    Wiek : 47 lat
    Stan cywilny : Żonaty
    Zawód : Specjalista od magicznych zwierząt
    Ekwipunek : Różdżka
    Punkty : 130

    https://deathly-hallows.forumpolish.com/t630-anthony-howstadter#3709 https://deathly-hallows.forumpolish.com/t766-anthony-howstadter#3716 https://deathly-hallows.forumpolish.com/t765-sowa-anthony-ego#3715 https://deathly-hallows.forumpolish.com/t767-tony#3717

    Powrót do góry Go down

    Anthony Howstadter Empty Re: Anthony Howstadter

    Pisanie by Liam Ellis Nie Sty 22, 2017 12:06 am

    KARTA POSTACI ZAAKCEPTOWANA!

    Witamy na forum! Mamy nadzieję, że będziesz się z nami świetnie bawić! Twoja karta została zaakceptowana i już nic nie stoi na przeszkodzie przed wkroczeniem w fabułę. Zachęcamy jednak, by przed jej rozpoczęciem założyć temat z informatorem, sową i zapoznać się z zasadami systemu punktowego, który uczyni rozgrywkę ciekawszą i bardziej realistyczną.
    Liam Ellis
    Liam Ellis

    Status Krwi : Czysta
    Wiek : 39 lat
    Stan cywilny : Kawaler
    Zawód : Auror
    Umiejętności : Patronus, Teleportacja łączna, legilimencja
    Ekwipunek : Różdżka
    Punkty : 55

    https://deathly-hallows.forumpolish.com/t153-liam-ellis#184 https://deathly-hallows.forumpolish.com/t157-liam-ellis#190 https://deathly-hallows.forumpolish.com/t159-alonso-sowa-liama-ellisa#192 https://deathly-hallows.forumpolish.com/t158-liam-ellis#191

    Powrót do góry Go down

    Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry

    - Similar topics

     
    Permissions in this forum:
    Nie możesz odpowiadać w tematach