przybornik
Wan Magnus

Wan Magnus

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down

Wan Magnus Empty Wan Magnus

Pisanie by Wan Magnus Wto Sty 03, 2017 7:19 pm

Wan Magnus


Wan Magnus
(Tony Thornburg)


Personalia

Data urodzenia: 31.01.1939
Miejsce urodzenia: Pekin, Chiny
Miejsce zamieszkania: Londyn, Anglia
Zawód: Uzdrowiciel w szpitalu Św. Munga na oddziale urazów pozaklęciowych
Stan cywilny: Wolny (rozwodnik w oczach innych)
Status krwi: Czysta
Szkoła Magii: Hogwart
Dom w Szkole: Slytherin
Różdżka: 12 i pół cala, dość giętka, winorośl, włos z grzywy Kelpii


Historia postaci

Urodził się w Chinach, jednakże nigdy nie miał okazji w pełni poznać kultury swojego kraju. Za młodu wraz z rodzicami przybył do Anglii. Później już nie wykazywał większego zainteresowania swoimi korzeniami ponad to, co wpoili mu rodzice. Oboje byli z kolei doświadczeni w używaniu magii, pochodzili z szanowanych i bogatych familii. Chociaż trzeba było przyznać, że po tym jak zdecydowali się osiąść w Wielkiej Brytanii, reszta rodziny stopniowo zaniechiwała kontaktu. Jego ojciec znalazł pracę jako łamacz klątw, matka zajęła się pisaniem i publikacją książek, od czasu do czasu publikując także komentarze na temat magii. Rodzinny majątek jaki ze sobą zabrali pozwalał im na życie w luksusie i dostatku, więc można było przyjąć, że pracowali tylko po to, aby się czymś zająć lub dla przyjemności. Młodemu Wanowi nigdy niczego nie brakowało, jednakże nie był też nazbyt rozpieszczany przez rodziców. Najwidoczniej chcieli od małego mu wpoić, że chodzenie na łatwiznę i czekanie na gotowe nie jest sposobem na życie. Trzeba dać coś od siebie, aby otrzymać za to wynagrodzenie. Wiele lat później nauczył się, że ciężka praca nie zawsze popłaca, ale jednak zdecydowanie lepiej jest wiedzieć na czym polega i mieć motywację do tego, aby brać się za siebie i nie musieć do niej nie przywyknąć.
Gdy osiągnął odpowiedni wiek, otrzymał list z Hogwartu zapewniający mu przyjęcie do szkoły Magii i Czarodziejstwa. Wtedy też poczuł pierwszą prawdziwą ekscytacje. Pamiętał jak po raz pierwszy wszedł do sklepu z różdżkami Olivandera i niemal od razu jak tylko przekroczył próg, jedno czarne pudełko zaczęło niespokojnie wibrować. Chwilę później trzymał już w dłoniach swoją pierwszą różdżkę. Winorośl, z włosem z grzywy Kelpii. Wybrała go, a on poczuł, że nic nie jest dla niego niemożliwe i może osiągnąć rzeczy wielkie.

"Slytherin!"
Tak krzyknęła Tiara Przydziału, gdy będąc już w Hogwarcie, zostawał przydzielony do jednego z czterech domów. Nie był pewny co powinien czuć, gdyż spodziewał się, że trafi do innego domu. Szybko jednak pojął dlaczego znalazł się wśród ślizgonów i zamierzał wykorzystać zarówno swój potencjał jak i domu, do którego przynależał.
Sama nauka nie sprawiała mu większych problemów, chociaż miał wiele przedmiotów, które sprawiały mu problemy lub zwyczajnie nudziły na tyle, że nie zawracał sobie nimi głowy więcej, niż to było absolutnie koniecznie. Lubił się za to pojedynkować i trzeba było przyznać, że był w tym naprawdę dobry. Co prawda nigdy nie wykazywał większego zainteresowania jak i nadzwyczajnych zdolności w przypadku zaklęć stricte ofensywnych, ale dobrze radził sobie z zaklęciami defensywnymi i wypatrywał okazji, luki w obronie przeciwnika, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Z czasem jednak przykuł większą uwagę do klątw, które od razu skradły jego serce i zaczął je stosować gdy tylko miał okazję. Co prawda podczas pojedynków używał tylko tych, które były stosunkowo niegroźne, a pozwalały mu zyskać przewagę.
Zdawanie egzaminów przyszło mu zdecydowanie łatwiej, niż się spodziewał. Liczył się z tym, że może mieć niejakie trudności, aczkolwiek wszystko poszło po jego myśli, i gdy otrzymał wyniki wiedział, że ma duże możliwości jeżeli chodzi o dalszą naukę i może wręcz przebierać w miejscach, do których chciałby przybyć. Co ciekawe, to właśnie na pierwszym roku poznał ówczesną miłość swojego życia, z którą zaledwie rok później wziął ślub.

W tym samym czasie, w którym Wan żenił się z piękną Jill, jego rodzice wyraźnie podupadli na zdrowiu. Powinno go to zastanowić o wiele bardziej, jednakże wtedy był zbyt zaaferowany małżeństwem, miłością i młodocianym szaleństwem. To była tylko jedna z przyczyn, przez które młodzieniec stracił rodziców. Zastanawiające jest to, czy do tej pory nie wie co tak naprawdę odebrało mu ojca i matkę. Być może nigdy nie zaprzątał sobie tym głowy bardziej, niż na początku, tuż po pogrzebie. Ot kolejna tajemnica w jego życiu, która nigdy nie zostanie rozwikłana, bo też nie ma nikogo, kto mógłby i chciał ją rozwiązać. Niemniej jednak coś się w nim zmieniło od tamtej pory. Stał się nieco bardziej agresywny, jego bojowa postawa była wyraźnie widoczna podczas pojedynków, w których się lubował, i które coraz częściej występowały w jego życiu mimo stanowczych nalegań Jill. Nie pomogło nawet narodzenie się jego córki. Wan po prostu odnajdywał pewnego rodzaju spokój w walkach z innymi czarodziejami. Pozwalało mu to oddać wszystko to co złego w nim siedziało, rozładować nagromadzone w nim napięcie, dać upust złości. A im był starszy, tym po groźniejsze zaklęcia sięgał.
Przełomowym momentem w jego życiu był dzień, w którym to jak zwykle pojedynkował się z następnym ochotnikiem, trwoniąc przy tym zdecydowanie szczuplejszy już majątek rodzinny. Wtedy też trafił na kogoś, z kim mógłby wyraźnie przegrać, zaczął więc wyszukiwać w głowie zaklęć, które mogłyby mu dać przewagę. Zdecydował się wreszcie użyć klątwy Ablepsia, licząc na oślepienie oponenta. Coś jednak poszło zdecydowanie nie tak i zaklęcie uderzyło w jego trzyletnią córkę. Ona sama cechowała się zdecydowanie delikatniejszym zdrowiem niż jej rówieśnicy, dlatego też klątwa podziałała na nią z jeszcze większym impetem. Zadając dziewczynce ogromny ból, Wan sprawił, że jego córka na zawsze straciła wzrok.
Załamany próbował uleczyć dziecko, jednakże nic co robił nie przynosiło żadnych pozytywnych efektów. Gdy tylko Jill dowiedziała się o tym co się stało, zabrała córkę i wyniosła się z domu. Gdy po kilku dniach wróciła, wszczęła ogromną awanturę, w której wyszło na jaw, że były to ostatnie dni ich małżeństwa. Rozwścieczony i załamany Wan zagroził, że wyda ministerstwu iż Jill jest niezarejestrowana jako animag, jeżeli tylko spróbuje od niego odejść.

"I co zrobisz Jill? Zamienisz się w tą cholerną pustułkę i wylecisz przez okno?!"
To były jego ostatnie słowa do żony, gdyż ta faktycznie zdecydowała się przemienić w ptaka i odlecieć z domu przez otwarte okno. On był jednak zbyt wściekły by tak po prostu pozwolić jej odejść. W szale rzucił w nią zaklęciem, gdy wylatywała przez okno. Gdy dotarło do niego co uczynił, zobaczył tylko, że jego żona w formie ptaka zaczęła dryfować w dół, co jakiś czas machając niemrawo jednym skrzydłem, aż zniknęła mu z oczu wlatując do pobliskiego lasu.
Bez zastanowienia rzucił się za nią w pogoń, przeklinając siebie samego. Nie udało mu się jednak odnaleźć żony, w żadnej z form, które mogłaby przybrać. Ani śladu po pustułce, ani po kobiecie.
Wan skontaktował się ze wszystkimi członkami rodziny Jill starając się dyskretnie ustalić, gdzie mogła przebywać ich córka. Niestety dla niego nikt nie wiedział nawet o tym, że jego żona postanowiła opuścić dom na kilka dni. Nikomu o tym nie powiedziała, a on nigdy nie odnalazł swojej córki, mimo wielu, wielu prób.
Miał dwadzieścia cztery lata, gdy zniknął z Londynu i wszelka wieść o nim przepadła. W tym czasie odnalazł swoją samotnię i starał się uporządkować swoje wewnętrzne "ja", odnaleźć chociaż zalążek spokoju i od nowa wytoczyć dla siebie ścieżkę. Nie miał pojęcia kim był. Nie wiedział nawet czy jest mordercą, chociaż sam siebie za takiego uważał. Ostatecznie zdecydował się zrobić użytek ze swoich umiejętności i drygu do magii leczącej oraz wytwarzania eliksirów.
Wrócił do świata żywych po trzech latach. Sprzedał wszystko co posiadał, każdemu kto pytał mówił tą samą historię o tym, jak postanowili się rozwieść z Jill i ona sama zabrała dziecko i ruszyła przed siebie. Nigdy nie próbował ich zatrzymać, nigdy nie próbował się z nimi kontaktować. Zniknęli z jego życia. Z czasem sam zaczął w to wierzyć i jego miłość do żony i córki wygasła, jak dopalająca się świeczka. Udał się do Londynu gdzie zamieszkał i spędził jakiś czas na nauce oraz zdaniu odpowiednich egzaminów, by mógł w pełni podjąć się pracy jako uzdrowiciel w szpitalu św. Munga. Uznał, że tylko w ten sposób będzie mógł jakoś zadośćuczynić i chociaż spróbować naprawić swoje błędy. Nie potrafił uleczyć swojej duszy, ale mógł chociaż dać ulgę w cierpieniu i pomóc innym, którzy tej pomocy potrzebowali.

Dziś jest zupełnym przeciwieństwem siebie sprzed lat. Trudno szukać w nim zadziornego pojedynkowicza. Cichy, spokojny, sprawia wrażenie zamkniętego w sobie. Leczy każdego, kto do niego przyjdzie, naucza tych, którzy chcą się uczyć. Trudno powiedzieć czy znalazł ukojenie w tym co robi od ponad dziesięciu lat. Wygląda bardziej na kogoś, kto czeka, aż jego cel w końcu się mu ukaże.




Charakter

- Jaki jest Twój stosunek do czarnej magii?
Taki sam jak do każdej innej dziedziny magii. To, że coś jest przeznaczone dla destrukcji czy siania zamętu, sprowadzania bólu na bliźniego czy nawet śmierci, nie oznacza nagle, że nie należy się temu podziw. Jest coś, co niszczy, aby mogło być też to, co tworzy. Równowaga zostaje zachowana, więc nam pozostaje jedynie oglądać jej efekty. Jestem pełen uznania dla osób, które wyjątkowo sprawnie i dokładnie władają czarną magią, tak samo jak z podziwem patrzę na tych, którzy z nimi walczą przy pomocy magii białej.

- Czy gdyby Twoja rodzina była zagrożona, przeszłabyś/przeszedłbyś na stronę wroga by ją ratować?
Nie ma już nikogo, kto uznałby mnie za członka swojej rodziny. W swoim życiu narobiłem już i tak zbyt wiele szkód, by cokolwiek mogło być zagrożeniem dla tych, których niegdyś kochałem. Poza tym, moim największym wrogiem jestem ja sam. Nie ma potrzeby, bym przechodził zatem gdziekolwiek. Nie odstępuję siebie na krok.

- Trwa wojna, każdego dnia słyszysz nowe nazwiska poległych czarodziejów. Czy boisz się, że następnym razem to możesz być Ty?
Niezbyt, prawdę powiedziawszy. Na moje szczęście jestem jedną z tych osób, które w czasie wojen są najbardziej potrzebni, ale też mają najwięcej roboty. Bardziej od tego, że sam mogę zginąć, obawiam się, że któregoś dnia uratuję kogoś, kto później przyczyni się do śmierci wielu osób. To jest realne zagrożenie, o którym myśli się dogłębniej po fakcie. Przychodzi rozterka, "jedno życie w zamian za dwadzieścia innych". Ostatecznie jednak zawsze - przynajmniej w moim wypadku - wykonuje się swoją powinność, a później jest czas nie na śmierć, a na ewentualny ból moralny przy alkoholu i papierosach. Nie boję się, że umrę. Boję się zrozpaczonych spojrzeń matek, ojców, żon czy braci, którzy to patrzą na mnie z wściekłością i rozczarowaniem, gdy nic nie mogłem zrobić.

Jaki jest Twój stosunek do mugoli?
Najprościej będzie ująć to w słowach: chaotycznie obojętny. Nigdy nie czułem się jakoś specjalnie zgorszony obecnością mugoli, nigdy też nie uważałem, aby byli specjalnie potrzebni w naszym życiu. Myślę jednak, że wolałbym nie musieć ukrywać się z tym kim jestem i jaką mocą władam tylko dlatego, że ktoś nie umie tego samego. Nie twierdze, że trzeba od razu ich eliminować za swoją niewiedzę i brak magicznego pierwiastka w sobie, ale jednak odrobina swobody w działaniu i brak Ministerstwa nad sobą, za każdego mugola, który zobaczył coś, czego nie powinien, byłoby mile widzianym dodatkiem do mojego życia.

Jakie jest Twoje motto lub myśl przewodnia, którą kierujesz się w życiu?

Ciekawe pytanie. Niegdyś, w czasach młodości kierowałem się prostą zasadą polegającą na tym, aby się bawić długo i często. Korzystać z życia, śmiać się w twarz niebezpieczeństwu i robić wszystkie idiotyczne rzeczy dla zabawy. I dlaczego nie miałbym? Przecież tak skosztowałem życia, poznałem swoją żonę, byłem szczęśliwy i nie myślałem o konsekwencjach. Co jednoznacznie oznaczało też, że wykazywałem się zdecydowaną głupotą, lekkomyślnością, brakiem zahamowań i jakiejkolwiek odpowiedzialności. A konsekwencje? I tak mnie odnalazły. Patrząc jednak na to wszystko przez pryzmat czasu stwierdzam, że wyniosłem sporo z tej lekcji życia i ostatecznie uformowałem się w człowieka, jakim jestem teraz. Nie jestem pewien jaki jest mój cel, nie wiem czy kiedykolwiek go odnajdę. Na razie jednak pozostanę przy tym co wychodzi mi dobrze.
Rób swoje i lecz innych, skoro nie potrafisz uleczyć siebie.




Ciekawostki


  • Często zarywa noce, zamiast spać puszcza muzyka na starym gramofonie i rozmyśla, leżąc na łóżku i patrząc w sufit

  • Uwielbia świeczki i subtelne kadzidła. W jego mieszkaniu jest pełno różnej wielkości oraz kształtu świec i pachnie jaśminem, którego zapach jest jego ulubionym.

  • Ubiera się zazwyczaj na czarno i przez większość czasu porusza się boso lub w japonkach

  • Często można zobaczyć go także z własnoręcznie zrobioną fajką, którą to ma zawsze pod ręką.

  • Za młodu jego patronus przyjmował postać kolibra. Po tym jak skrzywdził córkę (którą sam też nazywał kolibrem), nie był w stanie wyczarować już patronusa. Niemożność nasiliła się po stracie zarówno córki jak i żony.




Genetyka

Brak


Umiejętności

Bogin: Smok
Patronus: Za młodu przyjmował postać kolibra, obecnie nie potrafi wyczarować patronusa.
Teleportacja: Opanowana
Zaklęcia niewerbalne: Opanowane
Najlepszy w zaklęciach: Klątwy, magia lecząca, zaklęcia defensywne
Najgorszy w zaklęciach: Transmutacja, czary ofensywne
Eliksiry: Posiada dużą wiedzę na temat tworzenia i użycia eliksirów.
Najlepszy przedmiot szkolny: Eliksiry, zaklęcia, obrona przed czarną magią
Najgorszy przedmiot szkolny: historia magii, transmutacja, wróżbiarstwo
Inne: ---


Wan Magnus
Wan Magnus

Status Krwi : Czysta
Wiek : 42 lata
Stan cywilny : Wolny
Zawód : Uzdrowiciel
Ekwipunek : różdżka
Punkty : 120

https://deathly-hallows.forumpolish.com/t610-wan-magnus https://deathly-hallows.forumpolish.com/t613-wan-magnus https://deathly-hallows.forumpolish.com/t614-markiz-sowa-wana https://deathly-hallows.forumpolish.com/t615-medycyna-chinska#2874

Powrót do góry Go down

Wan Magnus Empty Re: Wan Magnus

Pisanie by Dalien Ellis Wto Sty 03, 2017 7:50 pm

KARTA POSTACI ZAAKCEPTOWANA!

Witamy na forum! Mamy nadzieję, że będziesz się z nami świetnie bawić! Twoja karta została zaakceptowana i już nic nie stoi na przeszkodzie przed wkroczeniem w fabułę. Zachęcamy jednak, by przed jej rozpoczęciem założyć temat z informatorem, sową i zapoznać się z zasadami systemu punktowego, który uczyni rozgrywkę ciekawszą i bardziej realistyczną.

Karta dość ogólnikowa - nie powiedziałeś, gdzie i po co się pojedynkował, jak zniknęła jego córka i dlaczego w ogóle była w pobliżu tego pojedynku; jak nauczył się wyczarować patronusa... Ale ponieważ to jest przeszłość i obecny Wan się już pojedynkami nie zajmuje, a patronusa już nie umie wyczarować, to nie będę się czepiać. ;) Baw się dobrze i lecz. :)
Dalien Ellis
Dalien Ellis

Status Krwi : czysta
Wiek : 37
Stan cywilny : rozwodnik
Zawód : auror
Umiejętności : patronus, oklumencja, teleportacja łączna
Ekwipunek : rożdżka
Punkty : 118

https://deathly-hallows.forumpolish.com/t136-dalien-morgan-ellis https://deathly-hallows.forumpolish.com/t151-dalien-morgan-ellis#182 https://deathly-hallows.forumpolish.com/t150-sowia-poczta#181 https://deathly-hallows.forumpolish.com/t152-dalienowe#183

Powrót do góry Go down

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach