Ministerstwo Magii, początek września 1981
Deathly Hallows :: Krok drugi :: Kontakt :: Retrospekcje
Strona 1 z 1 • Share
Ministerstwo Magii, początek września 1981
Dzień jak co dzień? Niekoniecznie. Benjamin nie do końca mógł się odnaleźć w nowym miejscu. Ministerstwo Magii było inne niż MACUSA. Zdecydowanie inne i tak jak Benjamin potrafił się odnaleźć w MACUSie tak tutaj nie potrafił. Ciągle się gubił, a może to była wina jego roztrzepania? Możliwe.
W każdym razie był w głównym holu i obserwował główny monument na środku. Oglądał go z niezwykłą starannością, żeby tylko nie wyszło na jaw, że tak naprawdę to on nie miał pojęcia, gdzie teraz pójść, by się dostać do Departamentu, gdzie miał swoją nową pracę. Tak to jest jak pierwszy dzień w Wielkiej Brytanii był zaledwie wczoraj. I tak już wzbudzał sensację, bo najwyraźniej tutaj ludzie się znali chociażby z widzenia z każdym, a na niego patrzyli jak na przybysza z obcej planety... Lubił być podziwiany, ale ta sytuacja delikatnie mówiąc wprawiała go w zakłopotanie, bowiem nie przywykł do tego, że patrzą się na niego nie z podziwem, a z dziwną ciekawością jaką mają wszyscy, gdy widzą coś lub kogoś po raz pierwszy raz w życiu.
Dlatego też oglądał posąg stojąc tyłem do całej tej bieganiny czarodziejów i czarownic usiłując sobie przypomnieć na którym piętrze był jego Departament.
Re: Ministerstwo Magii, początek września 1981
Dzisiejszego ranka wszystko było nie tak, zresztą jak zawsze. Yaxley ledwo mogła się wyrobić a i tak była ze wszystkim spóźniona co tylko potęgowało jej stres. Jej departament ostatnio miał sporo na głowie a co za tym szło więcej szarpaniny. Właśnie pojawiła się w Ministerstwie wyskakując niemal pędęm z kominka. Machnęła zgrabnie różdżką i po chwili już lewitowały przy niej sterty dokumentów, które musiała posegregować zanim trafią pod podpis szefowej ich urzędu. Niosła też kilka grubych teczek i mijała się z pracownikami a z niektórymi tradycyjnie wymieniała skinięcia głowy. Właśnie skręcając przy monumencie i przeglądając w biegu jakąś teczkę nie zauważyła początkowo, że ktoś po prostu stał sobie przy nim. Panował tutaj dość potężny chaos i dopiero moment, w którym zderza się niefortunnie z kimś tak mocno, że upada do tyłu sprawia, że wraca myślami do rzeczywistości. Papiery rozsypują się wokół niej bo przez to trącenie zapomina podtrzymywać zaklęcia.
- Szlag - wyrwało jej się po czym podnosi się z kolan i zbiera szybko papiery - Przepraszam, nie zauważyłam pana - zaczęła się tłumaczyć w pośpiechu. Właściwie nawet nie zwracała już uwagi, na to co się działo. Musiała pędzić, bo była już nieźle spóźniona ale zerknęła w końcu na Bena. Wydawał jej się tutaj nowy, przynajmniej nigdy go tutaj nie widziała - Szukasz kogoś? - zapytała ostrożnie, podnosząc się w końcu z dokumentami na nogi i czekała na jego reakcję.
- Szlag - wyrwało jej się po czym podnosi się z kolan i zbiera szybko papiery - Przepraszam, nie zauważyłam pana - zaczęła się tłumaczyć w pośpiechu. Właściwie nawet nie zwracała już uwagi, na to co się działo. Musiała pędzić, bo była już nieźle spóźniona ale zerknęła w końcu na Bena. Wydawał jej się tutaj nowy, przynajmniej nigdy go tutaj nie widziała - Szukasz kogoś? - zapytała ostrożnie, podnosząc się w końcu z dokumentami na nogi i czekała na jego reakcję.
Re: Ministerstwo Magii, początek września 1981
I tak się zaczęła seria "wpadania na Benjamina". Zdaje się, że Benjamin po akcji w Mungu postanowi, że to jest najprostszy sposób na pozyskiwanie informacji i będzie specjalnie wchodzić ludziom w drogę, by w niego wpadali, przepraszali, a potem w ramach zadośćuczynienia odpowiadali na jego szybkie jak najnowszy model miotły pytania. Szczęście, że miał różdżkę na wierzchu, więc wykorzystał ją, by zatrzymać swoje ciało w powietrzu, by nie upaść na cztery litery, po czym stanął na nogi i spojrzał na leżącą kobietę. No co on poradzi, że kobiety na niego lecą...
- Nie szkodzi. Piękne panie mogą zawsze na mnie wpadać. - Odpowiedział z typowo nowojorskim akcentem, rozbrajającym uśmiechem i zalotnym mrugnięciem oka. Spojrzał na nią zdziwionym wzorkiem jak zbiera po mugolsku papiery. Machnął różdżką, by papiery szybko się same pozbierały i ułożyły w stosik. - Ciekawe maniery panują tutaj w Anglii, że zbiera się jak mugol papiery. - Zagaił z uśmiechem. Zwyczajnie był zaskoczony zachowaniem czarownicy. Może była pochodzenia mugolskiego? W Ameryce, choć zdawałoby się nowoczesnej, wciąż panowały relacje zdystansowania w stosunku do mugoli. Woleli, by mugole nic nie wiedzieli o istnieniu czarodziejów. Zdarzali się mugolskiego pochodzenia czarodzieje, ale takich traktowano inaczej. Dbano o dyskrecję i zwykle pomagano takim, by przenosili się do miejscowości, gdzie mieszkali mugolscy rodzice czarodziejów. Oczywiście nie w każdym przypadku, bo nie stosowali ani zaklęć Oblivate, ani zaklęć Imperiusa, by namówić takie rodziny. W każdym razie Amerykańscy czarodzieje mieli rzadziej do czynienia z mugolami niż Brytyjscy.
- Właściwie szukam swojego Departamentu... - Odparł drapiąc się w głowę... To chyba tik, bo zawsze tak robił, gdy czuł się niezręcznie, gdy musiał prosić o pomoc.
- Nie szkodzi. Piękne panie mogą zawsze na mnie wpadać. - Odpowiedział z typowo nowojorskim akcentem, rozbrajającym uśmiechem i zalotnym mrugnięciem oka. Spojrzał na nią zdziwionym wzorkiem jak zbiera po mugolsku papiery. Machnął różdżką, by papiery szybko się same pozbierały i ułożyły w stosik. - Ciekawe maniery panują tutaj w Anglii, że zbiera się jak mugol papiery. - Zagaił z uśmiechem. Zwyczajnie był zaskoczony zachowaniem czarownicy. Może była pochodzenia mugolskiego? W Ameryce, choć zdawałoby się nowoczesnej, wciąż panowały relacje zdystansowania w stosunku do mugoli. Woleli, by mugole nic nie wiedzieli o istnieniu czarodziejów. Zdarzali się mugolskiego pochodzenia czarodzieje, ale takich traktowano inaczej. Dbano o dyskrecję i zwykle pomagano takim, by przenosili się do miejscowości, gdzie mieszkali mugolscy rodzice czarodziejów. Oczywiście nie w każdym przypadku, bo nie stosowali ani zaklęć Oblivate, ani zaklęć Imperiusa, by namówić takie rodziny. W każdym razie Amerykańscy czarodzieje mieli rzadziej do czynienia z mugolami niż Brytyjscy.
- Właściwie szukam swojego Departamentu... - Odparł drapiąc się w głowę... To chyba tik, bo zawsze tak robił, gdy czuł się niezręcznie, gdy musiał prosić o pomoc.
Re: Ministerstwo Magii, początek września 1981
Od razu dotarło do niej, że na pewno nie jest stąd. Popatrzyła na niego nieco przytłoczonym wzrokiem, ale będąc tak zdenerwowana - po prostu nie zorientowała się, że wystarczyłoby użyć zwyczajnie różdżki. Tak jak po chwili zrobił to właśnie Ben. Byłoby o wiele szybciej i wygodniej dla niej. Skrzywiła się mimo woli gdy wspomniał o tym, że zachowywała się trochę jak mugol - Zazwyczaj mi się to nie zdarza - uśmiechnęła się delikatnie gdy wreszcie podniosła się na nogi - Ale dziękuję za pomoc - dodała jeszcze, nie wiedząc jak jej policzki się mocno zarumieniły, kiedy tak do niej mrugnął okiem. - Jestem już spóźniona, moja szefowa mnie zabije! - jęknęła przejmując w końcu zaklęcie swoją różdżką i właściwie już miała pędzić ale, że zorientowała się w ostatniej chwili o jego problemie spojrzała na niego mrużąc oczy - Jakiego? - zapytała, bo mimo wszystko musiała znać jego nazwę. Inaczej nie zaprowadzi go to chyba było jasne - Mogę pana zaprowadzić, ale migiem - zaproponowała, odsuwając włosy do tyłu czekając na reakcję Benjamina.
Re: Ministerstwo Magii, początek września 1981
Oj tam oj tam. Benjamin po prostu sobie żartował. Brytyjczycy się nie znają na żartach... a przynajmniej nie na Amerykańskich. - Spokojnie. Każdemu się może zdarzyć. - Wzruszył ramionami i uśmiechnął się. Jeszcze szerzej się uśmiechnął, gdy zorientował się, że dziewczyna się zarumieniła. Urocze. - Mmm.... Ten, gdzie pracują aurorzy. Zapomniałem nazwy. - Odparł z rozbrajającym uśmiechem niewiniątka. Jakkolwiek się nazywał ten departament... Na pewno nie tajemnic. W końcu się nauczy, ale ile jeszcze razy będzie musiał odstawiać cyrki? Jak zwał tak zwał. - A pani w którym departamencie pracuje? - Zapytał. Skoro miała szefową to raczej nie w tym samym co on. Chyba...
Re: Ministerstwo Magii, początek września 1981
Popatrzyła na niego i wciągnęła mocno powietrze w usta by nie wybuchnąć przypadkiem na Bena złością. Była zdenerwowana, pewnie było widać to na kilometr a ten sobie jeszcze z niej żartował. No to działało na nią wyjątkowo źle i miał szczęście, że nie chciała tracić czasu na kłótnie, a przecież dzisiejszego poranka wszystko szło źle...więc nie chciała sobie popsuć jeszcze bardziej humoru.
- Ma pan szczęście...idziemy w tym samym kierunku - zorientowała się po chwili, gdzie chciał się udać jej nieznajomy - Pracuję w urzędzie niewłaściwego użycia czarów - uśmiecha się delikatnie i w końcu rusza w odpowiednim kierunku, kątem oka spojrzała na mężczyznę znacząco, by również za nią poszedł - Jestem Cassie Yaxley...a pan? - zagadnęła z zaciekawieniem, podkreślając oczywiście dumą swoje nazwisko a kiedy po chwili zrobiła się między nimi jakaś taka miła cisza.
- Ma pan szczęście...idziemy w tym samym kierunku - zorientowała się po chwili, gdzie chciał się udać jej nieznajomy - Pracuję w urzędzie niewłaściwego użycia czarów - uśmiecha się delikatnie i w końcu rusza w odpowiednim kierunku, kątem oka spojrzała na mężczyznę znacząco, by również za nią poszedł - Jestem Cassie Yaxley...a pan? - zagadnęła z zaciekawieniem, podkreślając oczywiście dumą swoje nazwisko a kiedy po chwili zrobiła się między nimi jakaś taka miła cisza.
Re: Ministerstwo Magii, początek września 1981
No naprawdę Brytyjczycy się nie znają na żartach... No trochę przykre, bo w tych ponurych czasach trzeba się śmiać! Motto życia Benjamina. Ok, on ma wiele takich złotych myśli. - To świetnie! Ja znajdę drogę, a pani nie będzie musiała zboczyć z kursu do szefowej. - Przyklasnął w dłonie z radości. Pan Optymista. Oh, o Yaxley'ach to i owo wiedział. Nie byli jakoś super sławni za oceanem, bo to w końcu brytyjska arystokracja, ale się czasem o nich słyszało w Nowym Yorku. Ruszył za Cassie z odpowiednim tempem, by jej nie wyprzedzić, ale też nie zostać w tyle. - Benjamin Blishwick. Do usług. - Odparł. Ukłoniłby się lekko, gdyby nie ich pośpiech. Po dziadku miał te dżentelmeńskie nawyki. Pominiemy fakt, że jego zachowanie wskazywało na to, że jej nazwisko nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Może troszkę w duszę go podrapało, ale nie okazał tego. Za to usłyszał z jaką dumą przedstawia się panna... no właśnie, panna? Pani? Załóżmy, że panna Yaxley. W końcu arystokracja... Całe szczęście, że Blishwick do niej nie należał, choć oczywiście był czystokrwisty.
Similar topics
» Biuro Szefa Aurorów, początek września 1981
» Ministerstwo Magii, maj 1970
» Laboratoria Policji Czarodziejskiej, pierwsza połowa września 1981
» Ministerstwo, rok '72
» Dom Liama, lipiec/sierpień 1981
» Ministerstwo Magii, maj 1970
» Laboratoria Policji Czarodziejskiej, pierwsza połowa września 1981
» Ministerstwo, rok '72
» Dom Liama, lipiec/sierpień 1981
Deathly Hallows :: Krok drugi :: Kontakt :: Retrospekcje
Strona 1 z 1
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|